2010-09-29

Nie...

Nie biegnij, gdy możesz iść,
nie idź, gdy możesz stać,
nie stój, gdy możesz siedzieć,
nie siedź, gdy możesz leżeć.
Śpij zawsze, gdy jest okazja...
i nie zapomnij napełnić manierki.

Amen.


@ II WW, 1944-09-18.

2010-09-28

Biblia z klocków Lego.

          1. Biblia z klocków Lego

          Więcej niż 4,500 ilustracji obrazujących ponad 400 biblijnych powieści. Począwszy od księgi Rodzaju aż po Apokalipsę. Wszystko, od samego początku - jest dziełem jednego człowieka. To Brendan Powell Smith, który stworzył Biblię z klocków Lego.

          W wywiadzie udzielonym dla The Daily Telegraph mówi, że jego jedyną intencją jest pokazywać Biblię w przystępny, czasami humorystyczny, sposób. Sam, jak przyznaje, nie jest zbyt religijny. "Mam jednak dużo szacunku dla religii i Biblii" - dodaje.

          Oto fragmenty jego dzieła, które w całości możecie obejrzeć na stronie internetowej: thebricktestament.com.

          2. Ks. Rodzaju 2:7

          "(...) wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia".

          3. Ks. Rodzaju 2:21

          "Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem."

          4. Ks. Wyjścia 34:4

          "Mojżesz wyciosał dwie tablice kamienne jak pierwsze, a wstawszy rano wstąpił na górę, jak mu nakazał Pan, i wziął do rąk tablice kamienne."

          5. 1 Księga Królewska 8:5

          "A król Salomon i cała społeczność Izraela, zgromadzona przy nim, przed Arką składali wraz z nim na ofiarę owce i woły, których nie rachowano i nie obliczano z powodu wielkiej ich liczby."

          6. Ewangelia wg św. Mateusza 1:18

          "Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego"

          Ewangelia wg św. Łukasza 1:26

          "W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret"

          7. Ewangelia wg św. Mateusza 3:11-12

          "Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem."

          8. Ewangelia wg św. Mateusza 4:19

          "I rzekł do nich: "Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi"

          9. Ewangelia wg św. Jana 6:19-20

          "Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. 20 On zaś rzekł do nich: "To Ja jestem, nie bójcie się!"

          10. Ewangelia wg św. Mateusza 26:20

          "Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu"

          11. Ewangelia wg św. Łukasza 22:41:42,

          "A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: "Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!"

          12. Ewangelia wg św. Marka 15:34

          "O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eloi, Eloi, lema sabachthani", to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?"

          13. Dzieje Apostolskie 9:1:4

          "Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. Udał się do arcykapłana i poprosił go o listy do synagog w Damaszku, aby mógł uwięzić i przyprowadzić do Jerozolimy mężczyzn i kobiety, zwolenników tej drogi, jeśliby jakichś znalazł. Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: "Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?""

          14. Dzieje Apostolskie 9:6

          "Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić"

          15. Apokalipsa św. Jana 12:3

          "I inny znak się ukazał na niebie: Oto wielki Smok"

          16. Apokalipsa św. Jana 22:12

          "Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca."

          Wszystkie cytaty pochodzą z Biblii Tysiąclecia, wydanej przez wyd. Pallottinum w Poznaniu, 2003 r.

          
Źródło: niewiarygodne.pl.

2010-09-27

Stringbike – węgierski rower bez łańcucha.

          Koniec ze smarowaniem rowerowego łańcucha i podwijaniem nogawek spodni, aby się nie brudziły i nie wkręciły w łańcuch. Węgierski zespół projektantów zaprezentował innowacyjny rower bez łańcucha - Stringbike, który dodatkowo można łatwo dostosować zarówno do jazdy miejskiej, jak i sportowej.

          W nowym rozwiązaniu, zamiast staromodnego łańcucha zastosowano stalowe linki połączone ze specjalnie zaprojektowanym systemem dźwigni i dysków, które napędzają rower. Wspomniane dyski stanowią kluczowy element całego systemu, ponieważ decydują o charakterystykach jezdnych roweru. Są to elementy wymienne - stosując różne dyski możemy w prosty sposób zamienić nasz rower z wersji miejskiej w trekkingową albo sportową. Sposób działania systemu tarcz i dźwigni przedstawiony jest na poniższym filmie:

          Dodatkową, bardzo dużą zaletą nowego systemu jest bardzo szybka zmiana biegów. Zastosowanie stalowych linek pozwoliło na zmienianie biegów nawet pod bardzo dużym obciążeniem lub przy jego braku - gdy nie pedałujemy. W ten sposób, jak zapewniają twórcy rozwiązania, rowerzysta może płynnie i szybko pokonywać nawet kręte miejskie uliczki i nie musi się skupiać na czynności zmiany przerzutek. Oczywiście brak łańcucha to także koniec problemu z jego smarowaniem i brudzeniem nogawek spodni. Co więcej, koła nowego roweru można ustawić asymetrycznie, przez co możliwe jest większe obciążenie lewej lub prawej nogi. To rozwiązanie może być przydatne dla osób niepełnosprawnych lub w treningu zawodowców.

          To jeszcze nie wszystko. Zastosowanie nowego systemu stalowych linek pozwala na odłączenie tylnego koła od roweru, bez ingerowania w system napędowy - zajmuje to zaledwie chwilę. Dzięki temu przyjeżdżając do pracy rowerem, możemy zabrać do biura koło i nikt roweru nam nie ukradnie. Odczepienie przedniego koła również jest bardzo proste, co z kolei umożliwia proste przewożenie roweru w samochodzie.

          Jak zauważają twórcy Stringbike'a, ich rozwiązanie posiada mniej ruchomych elementów niż klasyczny rower, jest prostsze w montażu i demontażu oraz ma atrakcyjny wygląd. Te cechy powodują, że sprzęt powinien być tańszy w produkcji i jednocześnie atrakcyjny dla kupującego. Ciekawe kiedy zobaczymy Stringbike w polskich sklepach rowerowych?

          Na koniec film jak to działa w rzeczywistości:


Źródło: forum.pro-cycling.org @ BigBird.

2010-09-26

Hattrick: SHNN FOOTBALL CLUB vs. FC Red Devils Bialystok

          2543 kibiców z niepokojem spoglądało na zachmurzone niebo nad SHNN-ARENA, ale póki co nie padało. Nadchodzące derby regionu Podlaskie wzbudziły wielkie emocje, gromadząc po równo kibiców obu drużyn. Drużyna FOOTBALL wybiegła na boisko w strategicznej formacji 4-3-3. Na murawę wybiegli: Čerina - Szymanowski, Maciesza, Stawiarz, Ratajski - Cecotka, Owczarek, Szczygieł - Drobek, Tchizhevskiy, Grygowski.

          Trener drużyny Bialystok zdecydował się na ustawienie 4-4-2. A teraz króciutko skład, bo to w końcu najważniejsze: Dac - Mnich, Grzejda, Machiński, Szczęśniak - Łopaciński, Roszak, Wywiał, Kluczewski - Rycerz, Drzewiecki.

          Zespół FOOTBALL od samego początku przyjął taktykę pressingu. Zespół Bialystok skupił się na akcjach oskrzydlających. W 28 minucie zmiana w ekipie FOOTBALL. Aleksander Maciesza opuszcza boisko w karetce i nie wróci już do gry. Kibice klaszczą dodając mu otuchy - prawdopodobnie piłkarz ma złamaną nogę! Jego miejsce na boisku zajął Adam Gancarz. Trybuny ucichły w 30 minucie, kiedy po dynamicznej akcji prawą stroną Tadeusz Drzewiecki wyprowadził drużynę gości na prowadzenie 0-1. Krzysztof Łopaciński dośrodkował po ziemi, tam w rękę któregoś... GOOL! Jeest! Jest gool! Tadeusz Drzewiecki! Ładnie się tam zachował. Trener wpada na boisko! 32 minuta spotkania. 0-2. Przekonani o zwycięstwie, zawodnicy Bialystok skupili się bardziej na defensywie. Rafał Szymanowski mógł tylko bezradnie przyglądać się, kiedy zawodnik Bialystok, Henryk Kluczewski, przemknął obok niego i pewnie pokonał bramkarza. Tu warunki fizyczne przesądziły przede wszystkim, nogi jak u bociana... 0-3. Wspaniała okazja dla FOOTBALL. Tomasz Szczygieł otrzymał podanie z prawej i popisał się przepięknym strzałem nożycami. Ku rozpaczy kibiców Andrzej Dac wykazał się nieziemskim refleksem. Arbiter był ewidentnie zbyt pobłażliwy w 39 minucie. Gustaw Mnich chciał chyba złamać nogę przeciwnikowi. Cud, że skończyło się na żółtej kartce. Cud, że rywal żyje. Jędrzej Ratajski jeszcze długo będzie czuł ból w kolanie, ale na szczęście dla FOOTBALL, zawodnik zacisnął zęby i kontynuował grę. W 41 minucie Jędrzej Ratajski zaskoczył bramkarza gości kąśliwym uderzeniem z rzutu wolnego, zmniejszając ich przewagę do 1-3. W 42 minucie Jakub Drobek po fantastycznej akcji lewym skrzydłem wyszedł jak to się mówi w piłkarskim żargonie: sam na sam, czyli jeden na jeden i nie zmarnował tej okazji. FOOTBALL przegrywa już tylko 2-3. W 43 minucie zawodnik drużyny Bialystok, Ludwik Szczęśniak, po starciu z rywalem padł na murawę tuż za linią pola karnego. Jednak sędzia uznał, że zawodnik symulował i ukarał go żółtą kartką. W 44 minucie, precyzyjnym strzałem zza linii pola karnego Waldemar Owczarek (FOOTBALL) wyrównał wynik na 3-3. Po pierwszej połowie spotkania 3-3. Drużyna FOOTBALL, osiągając 61 procent posiadania piłki, zdominowała mecz.

          Božidar Čerina doznał lekkiej kontuzji i musiał być opatrzony przy linii. Mam nadzieję, że po zamrożeniu piłkarz nadal będzie nadawał się do gry... Tak, na szczęście zmiana nie jest konieczna. Zespół FOOTBALL przeprowadził szybką akcję lewą stroną w 80 minucie. Jakub Drobek uderzył mocno z ostrego kąta, dając drużynie gospodarzy prowadzenie 4-3. Zawodnik gospodarzy Adam Gancarz był bliski powiększenia przewagi w 83 minucie. Jakimś cudem Andrzej Dac zdołał jednak wybić czubkami palców ten kąśliwy strzał z prawej flanki. Zespół FOOTBALL poprawił wynik na 5-3, gdy Telesfor Grygowski przedarł się prawym skrzydłem pozostawiając obrońców z tyłu. Przy takim wyniku, utrzymanie prowadzenia stało się priorytetem dla FOOTBALL. Zespół FOOTBALL dominował w spotkaniu, osiągając 66 procent posiadania piłki.

          Jakub Drobek rozegrał dzisiaj fenomenalny mecz dla FOOTBALL. Natomiast Tomasz Szczygieł zagrał poniżej wszelkiej krytyki. Ludwik Szczęśniak był najlepszym zawodnikiem drużyny Bialystok. Niestety, Hieronim Grzejda zanotował fatalny występ. Końcowy wynik meczu: 5-3.

Źródło: hattrick.

2010-09-24

Kamery slow motion.

          Któż z nas nie słyszał podczas Mistrzostw Świata w piłce nożnej w Republice Południowej Afryki przechwałek organizatorów, powtarzanych przez media, ileż to kamer umieszczonych jest przy murawie w celu pokazania nam – widzom, nawet najmniejszych szkopułów. Obejrzeliśmy, zobaczyliśmy, zapomnieliśmy… ale czy o wszystkim?

          W mojej pamięci, co prawda nie zaczęto ich stosować na tym mundialu, zapadły ujęcia z kamer typu slow motion. W krótkim skrócie polegają one na zarejestrowaniu kamerą obrazu z szybkością 100-150 klatek na sekundę (w standardowo dostępnych kamerach „PAL” jest to 25 klatek/sekundę) i następnie zwolnienie go. Jak nie muszę przekonywać daje to fantastyczny efekt! Widzimy każdy najmniejszy ruch czy podmuch przykładowej trawy na murawie boiska piłkarskiego. Dlaczego o tym piszę? Otóż przeglądając pewne forum internetowe wpadł mi w ręce pewien filmik, który chcę wam pokazać. Trwa on co prawda niecałe 7 minut, ale według mnie jest warty poświęcenia tej chwili swojego jakże cennego czasu. Zatem zapraszam wszystkich do oglądania.

          W celu zachęcenia do obejrzenia filmu dodam, że można na nim zobaczyć to, czego nasze „gołe oko” nie jest w stanie zarejestrować. Są to między innymi iskry i wydobywający się płomień z zapalniczki, rozduszony pomarańcz przy pomocy młotka czy, według mnie najlepsza scena, zmiażdżenie jajka za pomocą pułapki na myszy. Wszystko to oczywiście w zwolnionym tempie! Polecam!



tekst: JR, 2010-09-24;
film: Tempus II @ Philip Heron, 2010-05-28.

2010-09-23

Lot nad kukułczym gniazdem

Autor: Kesey Ken
Tytuł oryginalny: One Flew Over the Cuckoo's Nest
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Mirkowicz Tomasz
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: literatura współczesna zagraniczna
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 1962
Rok pierwszego wydania polskiego: 1981
"Lot nad kukułczym gniazdem" to jedna z najgłośniejszych i najszerzej w świecie znanych powieści amerykańskich drugiej połowy XX wieku. Ukazuje brutalne dławienie indywidualności na przykładzie zamkniętego zakładu psychiatrycznego, w którym pacjentów odziera się z resztek wolności i godności osobistej. Powieść stanowi wnikliwą analizę psychologiczną szaleństwa zbiorowości.

Książka Keseya wstrząsnęła opinią amerykańską, a przybyły w tym czasie do USA, zrewoltowany przeciw władzy komunistycznej czeski reżyser Milosz Forman nakręcił na jej podstawie film ze słynną kreacją Jacka Nicholsona. Film ten przydał sławy powieści (podobnie jak jej adaptacja teatralna), uwypuklając metaforyczną, antytotalitarną wymowę. W krajach ówczesnego bloku sowieckiego przyjęto go szczególnie żywo, jako czytelną aluzję do sowieckich "psychuszek", w których osadzano i prześladowano opozycjonistów.

@ Świat Książki, 2000

2010-09-20

Vuelta, Vuelta i po Vuelcie… Podsumowanie.

          Dwadzieścia dwie drużyny, stu dziewięćdziesięciu ośmiu kolarzy, 3.400 przejechanych kilometrów podzielonych na 21 etapów (jednej drużynowej jeździe na czas, jedenastu płaskich – nie zawsze iście sprinterskich, ośmiu górskich i jednym – jak się później okazało decydującym; indywidualnej jeździe na czas).

                Brak bujnej, przedstawiającej życie zieleni. W około trasy tylko żółte piachy i pozasadzany w rzędach owocowe drzewka – winorośle i cytrusy. Miasteczka z zżółkłymi fasadami domów niczym ruiny, zasypane poprzez piaszczyste burze. Wąskie uliczki w centrach miast, którymi ciężko się poruszać pieszo, nie mówiąc już o jeździe rowerem, a tym bardziej samochodem. Wszystkie te widoki dla oka niezbyt okazałe i być może nie przyciągają wzroku, ale co było dalej? Otóż…

          Wszyscy fascynują się największym, najbardziej medialnym i rozdmuchanym wyścigiem świata – francuskim Tour de France, na który przyjeżdżają najwięksi kolarze naszego globu. Od kilku jednak lat to nie tam rozgrywają się najbardziej fascynujące walki, zmagania czy tragedie zawodowego peletonu. Tak… Vuelta a Espana. To tutaj dostaniemy to, czego prawdziwy kibic kolarski wymaga. Wspaniałe walki sprinterów i klasyków na płaskich i nieco bardziej pofałdowanych etapach. Tylko zajmować miejsce przed odbiornikiem i zacierać ręce, a to przecież dopiero zapowiedź początku emocji. Pomijając czasówki – indywidualne czy też drużynowe, przechodzimy do głównego dania, którym były etapy górskie. Wspaniałe walki pomiędzy atletami (co w kolarstwie, inaczej niż w innych dyscyplinach sportowych, nie oznacza muskularnych ciał wysmarowanych jakimiś olejkami i tym podobnymi substancjami), którzy na każdym wzniesieniu próbują oderwać się od swojego rywala. Nie raz zamroczeni ze zmęczenia motywują się tylko po to, by zapisać się do annałów historii kolarskiego światka.

          Więc… Czas moich podsumować 65 edycji Vuelta a Espana czas zacząć.

          Co zapamiętałem z tegorocznej pętli dokoła Hiszpanii? Najmilszym wspomnieniem jest chyba „nowa góra”, która pojawiła się na trasie po raz pierwszy w historii. O Bola del Mundo (bo o niej właśnie mowa) organizatorzy wyścigu starali się już od kilki lat. 21,6 kilometrów wspinaczki, średnie nachylenie 6,26%, maksymalnie 22%(!), meta na wysokości 2247 metrów nad poziomem morza (dla porównania najwyższy szczyt Polski – Rysy 2503 m n.p.m.). Zorganizowanie etapu uniemożliwiało niestety kilka aspektów. Najważniejszym był chyba stan nawierzchni na zboczu. Na szczęście organizatorzy nie poddali się i w końcu doprowadzili do tego, że mogliśmy śledzić tak fascynującą walkę pomiędzy Ezequielem Mosquerą a Vincenzo Nibalim. Setki, a kto wie czy nie tysiące kibiców, mgła, wąska droga i kolarze walczący z własnymi słabościami. W końcu poczułem, że kolarstwo nie jest statyczną jazdą pomiędzy liderami i nie polega tylko na „czarowaniu” pomiędzy sobą. Były ataki, próby nadrobienia czasu z myślą o tym, że można przejść do historii. W końcu zobaczyliśmy także klęskę mimo etapowego zwycięstwa. Dla takich chwil warto żyć i być kibicem kolarskim. Organizatorom za te kilkanaście minut emocji wielkie DZIĘKI!

          Następną sprawą, która zapadła mi w pamięci nie jest niestety za szczęśliwa. Otóż chodzi tutaj o Igora Antona, który po nieszczęśliwym upadku spowodowanym uślizgnięciem się koła na „zebrze” musiał się wycofać z wyścigu (złamał rękę w łokciu). Wszystko to miało miejsce na 14 etapie. Dodatkowo Hiszpan był wtedy liderem wyścigu i patrząc na przebieg dwóch pierwszych tygodni – najsilniejszym w całej stawce. No cóż… Pozostało mi życzyć Panu Igorowi jak najszybszego powrotu do zdrowia i powodzenia za rok w celu osiągnięcia tego, co w tym roku było na „wyciągnięcie ręki”. Trzymam kciuki.

          Teraz kolej na podsumowanie Saxo Banku – duńskiej drużyny Pro Tourowej, a raczej zachowania niektórych jej zawodników. Wszystko zaczęło się od informacji o luksemburskich braciach Schlekach – Fränku i Andym, którzy postanowili odejść z drużyny Bjarne Riisa w celu założenia swojej własnej. Młodszy z nich – Andy, po bardzo dobrze przejechanym Tourze (zajął drugie miejsce; stracił do Alberto Contadora 39”) zapowiadał od początku wyścigu, że za wszelką cenę chce pomoc bratu w walce o zwycięstwo. Od początku jechał on słabo – tracił po kilka minut na etapach, które z łatwością dojechałby z czołówką. Wszyscy eksperci sądzili, że ta taktyka ma na celu oszczędzanie sił na ostatni tydzień wyścigu. Historia jednak potoczyła się nieco inaczej. Wierząc zapewnieniom menedżera duńskiej ekipy – Bjarne Riisowi, miał on przyłapać Andiego Schlecka i Australijczyka – Stuarta O’Gradyego na powrocie o piątej nad ranem do hotelu w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Skończyło się to wszystko na tym, że Fränk został bez pomocnika tracąc do lidera z etapu na etap cenny czas, a dwaj imprezowicze zostali usunięci z wyścigu. Na tym jednak się nie skończyło. Kolejnym przykładem niesnadzek w Saxo Banku był Fabian Cancellara, który postanowił zaledwie po 20 kilometrach 19 etapu VaE zejść z roweru i wycofać się z wyścigu bez porozumienia się z szefostwem grupy (od razu udał się na lotnisko i wyjechał do domu; według informacji od menedżerów drużyny nie odbierał także telefonów, a informacje o swoich planach zamieścił na twitterze). Zaowocowało to tym, że mimo obowiązującego go kontraktu do końca 2011 roku Szwajcar odejdzie z grupy po zakończeniu obecnego sezonu.

          „Nie mógł, nie mógł, aż zamógł i wszystkich przemógł” – te słowa cisną mi się do głowy wspominając Brytyjczyka – Marka Cavendisha. Dlaczego? Kolarz z wyspy Man nie mógł odnieść etapowego zwycięstwa, ale… Co prawda przejechał pierwszy przez linię mety na pierwszym etapie – prologu otwierającym wyścig, jednak triumf ten nie był traktowany jako zwycięstwo indywidualne lecz drużynowe i Brytyjczyk musiał czekać aż 11 etapów, aby na 12. z kolei wyprzedzić Amerykanina Tylera Farrara. Efektem przełamania było zwiększenie pewności siebie i łatwe zwycięstwa na kolejnych etapach, a było ich aż 3! Mark pokazał nam także nowy styl celebrowania wygranej; finiszował on na jednym z etapów podskakując wraz z rowerem nad linią mety, pokazując przy tym swoją pewność siebie i przewagę nad rywalami.

          Ezequiel Mosquera – najefektowniej, ale niestety nie najefektywniej jadący przez cały wyścig góral. Starał się odskakiwać od grupki liderów na każdym nadarzającym się wzniesieniu. Przez jego zaangażowanie w trening i podporządkowanie wszystkim planom pod Vueltę życzyłem mu zwycięstwa z całego serca. Niestety… Zabrakło 43” i życiowa szansa na tryumf uciekła chyba na zawszę. Kolarz ten skończy 19 listopada 35 lat. Przynajmniej dla mnie zdaje się, że to był ostatni dzwonek, ale mam nadzieję, że go jeszcze zobaczymy…

          Och! Zapomniałbym o dzielnym francuzie (© Krzysztof Wyrzykowski). David Moncutie, bo o nim tu mowa, dzięki swojemu zaangażowaniu i dążeniu do celu wygrał klasyfikację górską – koszulkę w niebieskie grochy. Dokonał tego już po raz trzeci z rzędu! Może teraz czas na generalkę?

          Ostatni fragment poświęcę zwycięzcy 65 edycji wyścigu Vuelta a Espana. Dwudziestopięcioletni Włoch z Mesyny – Vincenzo Nibali ograł w sumie 198 rywali i wygrał swój pierwszy GT w życiu. Nie uczyniłby tego zapewne bez pomocy Romana Kreuzigera, który dyktował tępo na ostatecznych wzniesieniach męcząc rywali. Mimo, że Nibali jest już kolejnym defensywnym zwycięzcą Grand Touru (nie wygrał na Vuelcie 2010 żadnego etapu), myślę, że swoją postawą na etapach i mądrością taktyczną zasłużył na zwycięstwo.

          Mój felieton chcę zakończyć tymi oto słowami: „W obecnych czasach wielkiego wyścigu nie można wygrać w górach, ale można go przegrać”. Decydującym etapem okazała się indywidualna jazda na czas, w której co prawda zwycięzca generalny miał defekt, a mechanicy nie pomogli mu z uporaniem się z nim zbyt szybko, ale i tak zaliczka czasowa okazała się wystarczająca.

          Z tego miejsca chciałem pogratulować wszystkim kolarzom, którym udało się dojechać do mety w Madrycie, zwycięzcom poszczególnych etapów i klasyfikacji oraz zwycięzcy wyścigu.

          Ps. bonifikatom mówimy zdecydowanie TAK!

JR, 2010-09-20.

2010-09-03

Pudełko w kształcie serca

Autor: Hill Joe (właśc. Hillstrom King Joseph)
Tytuł oryginalny: Heart-Shaped Box
Język oryginalny: angielski
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: horror
Forma: powieść
Rok pierwszego wydania: 2007
Rok pierwszego wydania polskiego: 2007

„WCZEŚNIEJ, CZY PÓŹNIEJ TWÓJ UPIÓR CIĘ DOPADNIE!”
Jude Coyne, gwiazdor ostrego rocka w mocno średnim wieku, prócz muzyki ceni sobie spokój, psy, kobiety i swoją kolekcję. Jako zbieracz wszystkiego, co makabryczne i niesamowite, nie może przepuścić okazji zakupu ofiarowanego na aukcji internetowej ducha. Kiedy jednak w jego domu pojawia się garnitur nieboszczyka w czarnym pudełku w kształcie serca, Jude odkrywa, że dostał znacznie więcej, niż się spodziewał. Duch bowiem jest prawdziwy – i ma swoje plany…

„Pudełko w kształcie serca” to debiutancka powieść Joe Hilla, dowodząca, że syn śmiało może stanąć w jednym rzędzie ze słynnym ojcem, horror prawdziwie nowoczesny. Wystarczy otworzyć, a nie będzie odwrotu…
Prawa do ekranizacji powieści zakupił Warner Bros., prawa do książki nabyli wydawcy z 17 krajów!

Joe Hill debiutował zbiorem opowiadań „20th Century Ghosts”, za który otrzymał nagrody British Fantasy, International Horror Guild oraz Bram Stoker. Publikuje opowiadania grozy w wielu periodykach brytyjskich i amerykańskich.

Strona internetowa autora:
www.joehillfiction.com

© Prószyński i S-ka.